dziesiątej gaszono światło, a po jakimś czasie przez okienko z pleksiglasu zerkały czyjeś

Otworzyła małe pudełko i od razu uderzył ją gorzko-słodki zapach czekolady i migdałów. Dwanaście czekoladek, po cztery sztuki w trzech rzędach. 209 Każda posypana była pudrem kakaowym i na każdej znajdował się kandyzowany orzech. Piękne pudełko, piękne czekoladki. Zastanawiała się, czy prywatni detektywi mają czasem ochotę na czekoladki. Zamknęła pudełko i przejrzała się w lustrze. Głębokie cienie pod oczami pokryła grubą warstwą makijażu. Różowy rozpinany sweter osłaniał sińce na rękach. Dzięki gorącym lokówkom jej fryzura nabrała przyzwoitego wyglądu. Wyglądała całkiem nieźle, właściwie wręcz uroczo. Idealna żona pana doktora. - Przekonajmy się - powiedziała do swojego odbicia. Wzięła pudełko i wyszła z domu. Tak jak powiedział jej ukochany, całkiem niedaleko stał srebrny samochód z elegancko ubranym Murzynem za kierownicą. Wydawało się, że studiuje mapę. Ale gdy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Mary, zaczął się nerwowo rozglądać. Ona podeszła prosto do drzwi kierowcy i zapukała w okno. - Dzień dobry! - powiedział od razu, opuszczając szybę. - Miałem nadzieję, że zjawi się ktoś taki jak pani. Nie mam pojęcia, gdzie jestem, więc http://www.terapia-cranio-sacralna.info.pl/media/ - Ależ na Boga! - Rainie poderwała się z krzesła. Kilka razy przema¬ szerowała przez pokój, żeby mógł zobaczyć, jaka jest wściekła w końcu powiedziała z goryczą. - Wiesz, że ci pomogę i że nie wezmę od ciebie pieniędzy. - To jest zwyczajna robota, Rainie. Przypadek jest prosty, a ty niczego nie jesteś mi winna. - Gówno prawda! Rzucasz mi kolejny okruch i oboje dobrze o tym wiemy. Jesteś agentem FBI. Masz dostęp do laboratorium kryminalistycznego. Masz sto razy więcej kontaktów niż ja. - Wszyscy oni chcieliby wiedzieć, dlaczego wciąż zadaję pytania. I wszyscy będą grzebać w życiu mojej rodziny i osądzać mój stan ducha, nawet jeśli są zbyt delikatni, by oskarżać mnie o negację. - Powiedziałam tylko...

- Sąsiadka, pani Betty Wilson twierdzi, że widziała, jak około godziny dziesiątej ofiara wróciła do domu w towarzystwie mężczyzny, którego opis generalnie pasuje do pana. - O dziesiątej mnie tu nie było. Powiedziałem już, że zjawiłem się tu po północy. - Gdzie pan był o dziesiątej? Sprawdź i działa dalej, albo pęka i kompletnie się załamuje. W tym punkcie śmierć nie wydawała się lepsza niż życie, więc starali się żyć. - Uznał, że powinnam wam coś powiedzieć - rzuciła oschle Kimberly. - Przez chwilę patrzyła na ojca, a potem znowu wbiła wzrok w kubek z kawą. - Parę miesięcy temu zaczęły mnie dręczyć napady niepokoju. Często wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Dostawałam gęsiej skórki, z trudem oddychałam, włosy stawały mi dęba. Quincy zdecydowanym ruchem odstawił swój kubek, rozchlapując kawę po stole. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Wtedy myślałam, że to ma jakiś związek ze stresem. Bardzo przeżyłam śmierć Mandy, na dodatek asystentura... Nieważne. Najważniejsze, że mówię o tym teraz i że to nie działo się tylko w mojej głowie. Możliwe też,