– Naprawdę? – Mann uniósł brwi, a Rainie posłała agentowi druzgocące spojrzenie. Nie

Ten niezbyt pewnie, ale już nie tak mgliście jak przedtem odpowiedział: – Zjeść by chyba było nieźle. A gdzie to pani Lisicyna? Ja niezbyt dokładnie pamiętam, co się tu działo, ale ona mnie odwiedzała, przecież to mi się nie przyśniło. – Kolacja potem! Potem! – zawołał nadzwyczaj podniecony Korowin. – Musi pan natychmiast mi opowiedzieć, co konkretnie pan pamięta z wydarzeń ostatnich dwóch tygodni! Ze wszystkimi szczegółami! A pan, panie kolego, niech stenografuje każde słowo! To dla nauki rzecz niezwykłej wagi! Wasza przewielebność natomiast musi koniecznie zdradzić mi swoją metodę leczenia. Szok przecież ojciec zastosował, prawda? Ale jaki konkretnie? – No, co to, to nie – zaoponował ostro Mitrofaniusz. – Najpierw kolacja. I proszę posłać po Pela... po Polinę Andriejewnę. Gdzież to się ona zapodziała? – Pani Lisicyna wyjechała – odpowiedział z roztargnieniem Donat Sawwicz i potrząsnął głową. – Nie, stanowczo nie słyszałem i nie czytałem o niczym podobnym! Nawet w „Jahrbuch fur Psychopathologie und Psychotherapie”! – Dokąd wyjechała, kiedy? – Jeszcze za dnia. Poprosiła, żeby ją odwieźć do hotelu. Chciała coś ojcu powiedzieć, ale nie została wpuszczona. Ach, prawda. Przedtem pisała coś u mnie w gabinecie. Prosiła, żebym przekazał waszej przewielebności kopertę i jakąś torbę. Kopertę mam przy sobie, wsadziłem ją do kieszeni. Tylko do której? A torba jest za drzwiami, w poczekalni. Asystent, nie czekając, aż go poproszą, już niósł torbę – wielką, ceratową, na oko niezbyt ciężką. http://www.witamina-b6.com.pl przestraszyłam się. Na mojej werandzie był zabójca i znalazł ciało. Kiedy wchodziłam do pokoju hotelowego Dave’a Duncana, myślałam, że przywita mnie trup Lucasa. Ale okazało się, że pokój jest pusty i... wcale mi nie ulżyło. Byłam nawet jeszcze bardziej niespokojna. A jeśli on o wszystkim wie, jeśli zabrał ciało, a potem... potem nie będę miała żadnego dowodu na to, co zrobiłam. Potrzebowałam tego dowodu. Musiałam wyznać, co się stało. Uprzytomnił mi to Danny. – I co teraz, Rainie? Próbowała zebrać myśli. Pomimo najlepszych intencji odpowiedź na to pytanie uwięzła jej w gardle. Musiała ją z siebie wydusić. Kiedy się znów odezwała, jej głos brzmiał chrapliwie. – W zeszłym tygodniu burmistrz poprosił mnie, żebym złożyła rezygnację. Quincy posmutniał. – Wiesz – zażartowała – jest coś w policjantce z trupem pod werandą, co nie podoba się

I pan policmajster zrozumiał, dlaczego na wyspach jest porządek, nie ma natomiast przestępstw. Mnie by się takie zuchy przydały – pomyślał zawistnie. Wracając na nocleg cichymi, szybko pustoszejącymi ulicami, miał przypływ natchnienia. Pod wrażeniem tego, co widział, przyszła pułkownikowi do głowy porywająca idea powszechnej przebudowy żandarmerii i policji. Gdyby tak założyć jakiś rycersko-mnisi zakon w rodzaju krzyżackiego, żeby ustanowić Sprawdź symbolicznym pocałunku, ale widać było, że spraw ma mnóstwo i chciałby jak najszybciej pozbyć się przyjezdnej paniusi. – Składasz, córko, ofiarę na klasztor w ogóle czy na jakieś szczególne dzieło? – spytał, otwierając księgę rachunkową i szykując się do wpisania wdowiego grosza. – Zostawiam to do zupełnego uznania czcigodnego ojca – odpowiedziała Polina Andriejewna. – A czy wolno mi będzie przysiąść? Witalis westchnął, bo zrozumiał, że bez pobożnej rozmowy się nie obejdzie i w zamian za swoją ofiarę wdowa po nieboszczyku Lisicynie zabierze mu kwadrans, jeśli nie więcej. – Tak, proszę tutaj – wskazał jej niewygodne, specjalnie dla takich wypadków skonstruowane krzesło: z żebrowanym siedzeniem i guzowatym oparciem; więcej niż kwadrans na takim inkwizytorskim siedzisku człowiek nie wytrzyma. Polina Andriejewna usiadła, jęknęła z cicha, ale na temat zadziwiającego krzesła nic nie powiedziała.