Powóz skręcił za róg i chwilę później za następny, Miała nadzieję, że Vincent się nie

- Świetnie, ale dopiero późnym wieczorem. Kuchnię zamykam o dziewiątej. - No to jesteśmy umówieni. Do zobaczenia o dziewiątej, Liz. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY Do mieszkania, które zajmowali we dwójkę z Lily, wrócił przed północą. Uśmiechnięty i rozmarzony, myślami wciąż jeszcze był przy Liz. Wspominał ich pożegnalny pocałunek, czułe szepty. Właściwie już tej nocy mogli zostać kochankami. Wystarczyło, żeby zrobił pierwszy ruch. Zamknął drzwi za sobą i ruszył w głąb mieszkania, wyłączając po drodze światła. Podobała mu się dorosła Liz. Dobrze się z nią czuł, dobrze mu się rozmawiało. Żadnego niezręcznego milczenia, jak bywa na pierwszej randce. I ten pocałunek, podniecający, niosący zupełnie nowe doznania. Tak, miał ochotę kochać się z nią. Postanowił jednak zaczekać. Ze względu na przeszłość, ze względu na Glorię. Zbyt mocno odczuwał jej obecność dzisiejszego wieczoru. Skrzywił się na tę myśl. Gloria stała między nim i Liz - zjawa z przeszłości, złe wspomnienie. Gdyby poszli dzisiaj do łóżka, Gloria nadal byłaby z nimi. Nie szkodzi. Mieli czas. Nie musieli się spieszyć. I tak zostaną kiedyś kochankami, był tego pewien. Ale dopiero wtedy, kiedy pozbędą się Glorii. W sypialni Lily paliło się jeszcze światło, chociaż Santos wątpił, by nie spała o tej porze. Zatrzymał się pod jej drzwiami i zajrzał do środka. Tak jak myślał, zasnęła nad książką. Niekiedy zasypiała, siedząc, czasami nawet zdarzało się jej zdrzemnąć podczas mszy. Patrzył na nią ze ściśniętym gardłem. W ostatnich łatach bardzo się postarzała. Zdrowie jej nie dopisywało, straciła energię i chęć do życia. Czuł, że zżerają ją złe wspomnienia, żal i wstyd. I tęsknota za córką, za wnuczką. Wściekał się, widząc, jak zawzięcie wertuje kroniki towarzyskie we wszystkich gazetach. Ilekroć natrafiła na jakąś wzmiankę o Hope albo o Glorii, wycinała ją i wklejała do specjalnego zeszytu. Bywały dni, kiedy całymi godzinami potrafiła przeglądać te swoje wycinki, rozpamiętując, co utraciła i czego nigdy nie zaznała. Jeśli zdarzało się, że brał ją gdzieś na kolację, wpatrywała się w siedzące przy innych stolikach rodziny z taką żałością, że Santosowi kroiło się serce. To samo serce pełne było nienawiści do Hope. Za krzywdę, którą wyrządziła matce. Za jej okrucieństwo, za świętoszkowatość, za obłudę, z jaką ferowała wyroki nad innymi, za jej uprzedzenia. Równie mocno nienawidził Glorię za to, jak się z nim obeszła. Ona i jej matka nie były godne czyścić butów Lily, jego własnych zresztą też. Podszedł do łóżka, ostrożnie wyjął książkę z dłoni śpiącej. Gdy nachylił się, żeby poprawić poduszkę, otworzyła powieki. - Santos? - Zamrugała jeszcze nieprzytomna, ale szybko się ocknęła. - Znowu przysnęłam, tak? Uśmiechnął się łagodnie. - W tym tempie nigdy nie skończysz tej książki. - Okropna rzecz, starość. - Zerknęła na zegarek. - Która to godzina? http://www.wpstom.pl — Rety! Rety! Co za wyzysk! Co za haniebny wyzysk! — zawołał, unosząc w górę swe tłuste ramiona jak człowiek nie posiadający się z oburzenia. — Jak można było zaofiarować tak nędzną sumę osobie o podobnych walorach i takim wykształceniu! — Moje wykształcenie, proszę pana, być może, wcale nie jest takie, jak pan sobie wyobraża — powiedziałam. — Znam trochę francuski, trochę niemiecki, muzykę, rysunki… — Cicho, sza! — zawołał. — To nie ma najmniejszego znaczenia. Chodzi o to, czy ma pani obejście i ułożenie prawdziwej damy, czy też nie? Jasne jak na dłoni! Jeżeli nie, to znaczy, że nie jest pani odpowiednią wychowawczynią dla dziecka, które być może pewnego dnia odegra poważną rolę w historii kraju. Ale jeśli jest pani damą, jak może szanujący się człowiek wymagać, aby pani przyjęła cokolwiek poniżej setki. U mnie dostanie pani na początek 100 funtów rocznie. Może pan sobie wyobrazić, panie Holmes, że mnie, pozbawionej wszelkich środków do życia, oferta ta wydała się zbyt piękna, aby mogła być prawdziwa. Jegomość ów jednak, widząc prawdopodobnie niedowierzanie na mojej twarzy, otworzył portfel i wyjął banknot. — Zgodnie z moim zwyczajem — rzekł, uśmiechając się bardzo mile, podczas gdy oczy mu się zamieniły w dwie wąskie szpareczki, błyszczące wśród białych fałd twarzy — wypłacam młodym damom połowę uposażenia tytułem zaliczki, aby mogły pokryć wydatki związane z podróżą oraz garderobą. Pomyślałam sobie, że nigdy jeszcze dotąd nie spotkałam tak czarującego i troskliwego mężczyzny. Byłam zadłużona u mego kupca, toteż taka zaliczka stanowiła dla mnie wielkie udogodnienie. Mimo to wyczuwałam jednakże coś nienaturalnego w tej całej transakcji i pragnęłam przed ostatecznym zaangażowaniem się otrzymać trochę informacji.. — Czy mogę wiedzieć, gdzie pan mieszka? — W Hampshire. W uroczej wiejskiej posiadłości Copper Beeches, oddalonej o 5 mil od Winchester. To prześliczna okolica, miła panienko, i przemiły stary dwór. — A moje obowiązki, proszę pana? Chciałabym wiedzieć, na czym będą polegały? — Mam jedno dziecko, sześcioletniego łobuziaka. Ach, gdyby pani wiedziała, jak on zabija trzewikami karaluchy! Bęc, bęc, bęc! I już trzy sztuki wykończone, zanim się zdąży mrugnąć okiem! — Odchylił się do tyłu na krześle i znów się roześmiał, aż mu oczy zupełnie znikły z twarzy. Byłam nieco zaskoczona sposobem zabawiania się tego dziecka, ale śmiech ojca wskazywał na to, że to mógł być żart. — A więc do obowiązków moich — spytałam — należy opieka nad jednym dzieckiem? — Nie, nie! Nie tylko, miła panieneczko! — wykrzyknął. — Do pani obowiązków będzie również należało, a własny pani rozsądek z pewnością to uzna za słuszne, wykonywanie pewnych drobnych poleceń mojej żony, z tym zastrzeżeniem, że to będą polecenia jak najbardziej stosowne dla młodej damy. Nie przewiduje pani chyba żadnych trudności? Co?

- Może pani ją uczyć w drodze do muzeum - stwierdziła Fiona zdecydowanym tonem. - Co prawda, moja córka ma wystarczająco dobre maniery. Myśli pani, że drogi Lucien będzie nam towarzyszył? Alexandra przełknęła uwagę. - Wątpię, pani Delacroix. Wspomniał, że wybiera się dzisiaj na aukcję koni. - Mamo - wtrąciła w końcu Rose, równie zdziwiona, jak guwernantka. - Po co iść do Sprawdź Portia i Katey wzięły się do rozpakowywania wiktuałów, a Klara przyglądała się z podziwem, jak świetnie sobie radzą z karmieniem trójki dzieci. Wsadziła Karolinę do kojca i poszła przygotować jej lunch. Gdy wróciła z krzesełkiem dla małej, zauważyła, że pozostałe kobiety patrzą na coś, co znajduje się za nią. Instynktownie odwróciła się i obronnym ruchem uniosła krzesełko tak, że jego nogi uderzyły w kogoś i wepchnęły go do basenu. Spostrzegła z przerażeniem, że to Bryce w garniturze i krawacie wylądował dzięki niej w wodzie. ROZDZIAŁ SZÓSTY Natychmiast odstawiła krzesełko i wyciągnęła rękę do Bryce'a, który chwycił ją kurczowo i... oboje znaleźli się w wodzie. Klara poczuła, że pada prosto na niego, on zaś ochrania ją przed uderzeniem o dno basenu. Nie słyszał pod wodą jej krzyku. Starał się jak najszybciej wydobyć ich oboje na powierzchnię. Gdy wypłynęli, ciągle trzymała się kurczowo jego marynarki. - Nic ci się nie stało? - spytała, ignorując głośny śmiech Hope i jej przyjaciółek. - Trochę się zamoczyłem - odpowiedział Bryce spokojnie, mając wrażenie, iż upłynęły wieki, odkąd miał ją tak blisko przy sobie. - Nie trzeba było się za mną skradać. - Nic takiego nie robiłem. Po prostu tam stałem - odrzekł, choć Klara była już odwrócona tyłem i wspinała się po basenowej drabince, co pozwalało podziwiać jej kształty w mokrym stroju. Od razu wyobraził ją sobie nagą. Klara czuła jego wzrok i własne podniecenie, lecz postanowiła je zignorować. Skoncentrowała uwagę na Karolinie baraszkującej w kojcu, a potem posłała karcące spojrzenie roześmianym przyjaciółkom.