- Jen zamierzała uporządkować zdjęcia i powkładać je

Dzieci czekały w napięciu. - Staram się zająć różnymi fajnymi rzeczami. - Uśmiechnęła się jeszcze serdeczniej. - Tak właśnie będziemy robić. Razem. Wymyślimy sobie mnóstwo świetnych zabaw i przyjemności. - Skoro mówimy o przyjemnościach - rzekł Pierce. - To kto jest gotowy na obiad? Amy wyprostowała się. Dopiero teraz zauważyła, że Pierce podniósł z trawy jej walizkę i sandałki. Zmieszała się. Odczuła to jako gest zbyt... osobisty. Ich spojrzenia się skrzyżowały, więc szybko wybąkała jakieś podziękowanie. Przez moment miała wrażenie, że chłodny wiatr ustał, a słońce zaczęło mocniej grzać. Nie mogła przełknąć śliny. Na szczęście Jeremiah przerwał dręczącą ciszę. Zaczął marudzić, że nie chce jeść brukselki. - Brukselka jest bardzo zdrowa, ma mnóstwo http://www.zabudowabalkonow.biz.pl Pierce zapatrzył się w dal. - Choć trudno udawać - wyszeptał. Doskonale wiedziała, że to szczera prawda. Sama doszła dokładnie do tego samego wniosku. Znowu zapadła cisza. Noc gęstniała. Wreszcie Pierce postawił szklankę na starannie przystrzyżonej trawie. - Bardzo się cieszę, że tutaj jesteś. Myślę, że wiesz o tym. - W jego głosie brzmiały tłumione emocje. - Bardzo cię lubię, Amy. Naprawdę. Ogarnęła ją panika. Serce zabiło szybciej. - Jesteś niesamowitą dziewczyną. Piękną i... Zamruczała coś pod nosem. Pierce urwał na

Dobrze wiedział, gdzie jest najlepsze miejsce do wędkowania. Nadal był sztywny i obolały, ale ruch zaczynał sprawiać mu przyjemność. J.T. siedział na przybrzeżnym kamieniu, a wędka leżała na ziemi obok niego. Na widok Sebastiana podniósł głowę, ale zaraz znowu ją Sprawdź zwykły, ordynarny szantaż. Nie sięgnął jednak po słuchawkę ani nie zawołał nikogo ze swojego personelu, tylko ze zgrozą patrzył na Mowery’ego. Podobnie jak większość ludzi w Waszyngtonie, był święcie przekonany, że ten człowiek nie żyje, a w każdym razie na dobre zniknął z tego kraju. Tymczasem Mowery był tutaj, w jego biurze. – Niech się pan dobrze zastanowi, senatorze, zanim pan cokolwiek powie – usłyszał. Jack opanował się resztkami sił. – Idź do diabła! Mam ochotę zetrzeć ci ten uśmieszek z twarzy. Mowery wzruszył ramionami. – Proszę bardzo, niech pan dzwoni po policję. Wydawali się