z wdzięczności dzwon spiżowy pięćsetpudowy przysłał. Przecież to nie mnie,

wiedział. – Przyjechałem pomóc... – Gówno prawda. – No dobrze, jestem jeszcze jednym biurokratą, który przyszedł na świat, żeby mącić ludziom w głowach i kwestionować ich umiejętności. – Nareszcie ktoś szczery w organach ścigania. – Chcę też porozmawiać z Danielem O’Grady. W tę odpowiedź Rainie akurat mogła uwierzyć. Nie była tylko pewna, co się za nią kryło. Przechyliła krzesło do tyłu i z roztargnieniem położyła jedną nogę na biurku, a potem skrzyżowała na niej drugą. Mięśnie wciąż ją bolały po porannym biegu. Przeciągnęła się, rzucając agentowi specjalnemu Pierce’owi Quincy kolejne taksujące spojrzenie. Doświadczony, pomyślała, zna się na swoim fachu. Pewnie po czterdziestce. Lekka siwizna na skroniach pasowała do krótko przystrzyżonych włosów i eleganckiego garnituru. Dodawała powagi. Rainie była gotowa się założyć, że agent specjalny Pierce Quincy robił wiele, żeby podkreślić swój autorytet. Chociaż nie musiał się bardzo wysilać. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy o świdrującym, twardym spojrzeniu. Facet widział w życiu niejedno. Nic go już pewnie nie przerastało. Przez chwilę Rainie szczerze mu zazdrościła. – Tropiciel? – zapytała, choć właściwie znała odpowiedź. – Też. Poza tym prowadzę wykłady i pracuję dla Sekcji Badań Behawioralnych. – Zajmuje się pan seryjnymi mordercami? http://www.zabudowabalkonow.info.pl bladej twarzyczki. – Słoneczko – odezwała się cicho. – Jak znalazłaś się w schowku? Becky patrzyła na nią bez słowa. – Ukryłaś się? Dziewczynka powoli skinęła głową. – Becky, wiesz, przed kim się schowałaś? Dolna warga małej zaczęła drżeć. – To był ktoś, kogo znasz? Becky spuściła wzrok. – Wszystko w porządku, kochanie. Już będzie dobrze. Jesteś bezpieczna. – Rainie zerknęła na pozamykane klasy. – Nikt cię nie skrzywdzi. Muszę tylko wiedzieć, kto to zrobił. Pomożesz mi, Becky? Becky O’Grady pokręciła głową.

Nowy Ararat wydał się pani Polinie miastem miłym, roztropnie urządzonym, ale jednocześnie jakby nieszczęśliwym albo – jak je w myśli określiła – „biedniutkim”. Nie w sensie wyglądu ulic czy ubóstwa zabudowy – tu akurat wszystko było w idealnym porządku: 9 Niemodny (fr.). domy solidne, w większości murowane, świątynie liczne i wspaniałe, może tylko zanadto przysadziste, pozbawione uwznioślającego duszę pędu ku niebu, no a na ulice to wręcz można Sprawdź – Zeszłego lata. Zatrudniliśmy ją w sierpniu. Szczerze mówiąc, już straciliśmy nadzieję na tę subwencję, a tu nagle bum. Tak to bywa. – Skąd przyjechała panna Avalon? – Właśnie obroniła dyplom na uniwersytecie w Portland. – Pierwsza praca? – Pierwsza pełnoetatowa praca w szkole. Przedtem odbyła tylko praktyki w Beaverton. Między innymi dlatego ją zatrudniliśmy. – Vander Zanden rzucił swojej rozmówczyni ponure spojrzenie. – Mamy tu bardzo ograniczone środki finansowe, a młodzi nauczyciele nie kosztują tyle, co ci z doświadczeniem. – Wie pan coś o jej życiu prywatnym? – Rainie nie interesował budżet szkoły. – Gdzie mieszka rodzina, cokolwiek. Vander Zanden zawahał się. Znów sprawiał wrażenie zawstydzonego i unikał wzroku Rainie.