Puls Jodie przyspieszył, a ona sama zaprotestowała jękiem. Nie miał prawa tak z nią postępować.

Właśnie się dowiedziałem... - Urwał, bo słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Izabela podeszła do dziewczynek, delikatnie skierowała je do pokoju Imogen i zamknęła za nimi drzwi. - Naprawdę będzie najlepiej - zwróciła się do Matthew - jeśli zejdziesz na dół. Będę tam za pięć minut, wtedy pogadamy. - O co właściwie jestem oskarżony? - Idź już - powtórzyła. 234 Piętnaście minut później weszła do gabinetu z kubkiem kawy w jednej ręce i foliowym workiem w drugiej. Podała mu kawę, po czym otworzyła worek. - Na twoim ręczniku jest krew - odezwała się cicho. Patrzył na nią bez słowa, starając się zrozumieć, co to znaczy. - Chcę, żebyś mi to wyjaśnił. - Co mam ci wyjaśnić? Nie mam pojęcia, o co tu chodzi. - Może zacznij od krwi. Matthew uniósł kubek do ust, ale ręka za mocno mu drżała i musiał go odstawić. Jego umysł wyprawiał dziwne rzeczy - podsuwał mu inne złe momenty z ubiegłego roku, kiedy czuł niesmak czy inne sensacje http://www.zdrowezeby.com.pl - Powiedzmy, że trochę ją opóźnię. - Nie ma mowy. Musisz natychmiast się tam zgłosić. - I czuć, że zastawiam na ciebie pułapkę? - To nie jest żadna pułapka. Przecież już przedtem ci powiedziałem, prawda? Kiedy żeniłem się z Karo, wziąłem też na siebie obowiązek opieki nad jej dziećmi. Na dobre i na złe. - Ale z ciebie kłamczuch! - Kłamczuch? - Zmusił się do uśmiechu. - Nie, tylko optymista. - A gdzie tu powody do optymizmu? Bóg widzi, że to raczej mnie przydałoby się trochę tego towaru. - Po prostu stara zasada statystyki. Według mnie wszyscy już mieliśmy „gorzej". Teraz trzeba siedzieć cicho i czekać na „lepiej". - Amen.

- Jak to się stało, Karo? - Przycisnął twarz do szyby, aż zaszła mgłą. - Jak to się mogło stać? Nie rozumiem, przecież nie cierpiałaś balkonów... Zza drzwi dobiegały jakieś głosy. - Nie rozumiem - powtórzył. A potem cofnął się od szyby i jeszcze raz spojrzał na kobietę, która Sprawdź Taka właśnie byłabym, gdyby to wszystko było prawdą, myślała, pogrążona w beznadziei. Teraz już wiedziała, że unikanie księcia w rzeczywistości było odruchem ucieczki przed miłością — tak głęboką, gwałtowną i wszechwładną, że w końcu i tak jej uległa. Zawsze wierzyła, że gdzieś na świecie istnieje mężczyzna, który obudzi w niej takie uczucie, jakie owładnęło nią teraz, i że jeśli go spotka, nie będzie ważne, czy jest on księciem czy biedakiem. Jedyne, co miałoby znaczenie, to żeby stanowił jej drugą połowę, dopełnienie jej samej. Dopiero wtedy bowiem — dzięki temu, że byłby z nią — poczułaby się pełną ludzką istotą. On nie tylko mną wzgardził, ale i mnie znienawidził,