układanki. Musiał teraz namierzyć Pavona i upewnić się, że ten głupi

Albo dwadzieścia. W ogóle nie wyobrażała sobie zarzucenia poszukiwań. Przez wszystkie te lata starała się wyobrażać sobie, jakie byłyby zainteresowania Justina, jak mógłby się zmieniać, rosnąc. Kupowała zabawki, które mogły mu się spodobać. Czy wolałby bawić się piłką, czy samochodzikami? Czy mruczałby „brum, brum!", jeżdżąc nimi po dywanie? Gdy minęły jego trzecie urodziny, Milla wyobraziła go sobie na trzykołowym rowerku. Rok później, jak sądziła, zacząłby zbierać kamyczki, dżdżownice i inne takie drobiazgi. Wkładałby je sobie do małych kieszonek w spodenkach. Nie mogła się wprawdzie zmusić do podnoszenia robaków, ale kamienie... to było do zaakceptowania. Tak, mogła zbierać kamienie. I taki właśnie był początek jej kolekcji. Gdy upłynęło sześć lat od urodzenia Justina, jego matka zastanawiała się, czy gra już w piłkę nożną lub w T-ball. Pewnie dalej zbierałby kamyczki, ale tak na wszelki wypadek kupiła piłkę i mały kij baseballowy an43 41 http://www.zsskolbuszowadolna.com.pl nienaturalnym bezruchu, tak jakby nie był do końca człowiekiem. Stojąca obok niej Joann oddychała płytko, patrząc wielkimi oczyma na intruza. Nawet nie mrugała. Milla dotknęła uspokajająco jej dłoni, Joann natychmiast chwyciła z całej siły rękę przyjaciółki. Przybysz rzucił okiem na ich splecione dłonie, po czym znów uniósł wzrok. - Słyszałaś, o co pytałem - powiedział wciąż tym samym, wypranym z emocji tonem. an43 94 Ten głos. Skądś go znała! Ale była tak spanikowana, że nie mogła zebrać myśli, a tym bardziej przypomnieć sobie czegokolwiek.

Rhonda i Lee zamarli, wpatrując się z osłupieniem w papiery trzymane przez Millę. Najwyraźniej nie mogli uwierzyć w to, co an43 410 słyszą. Milla ostatkiem sił stłumiła czarną rozpacz, którą czuła już Sprawdź ostatniego razu, a Diaz nie był zwyczajnym facetem. Oba te fakty krzyczały głośno, ale ona starała się jakoś spowolnić bieg wydarzeń. - Pragnę cię właśnie takiej - powiedział, rozpinając jej dżinsyA potem ją pocałował. Diaz był pozbawiony romantyzmu. Żadnych słodkich słówek, żadnych szarmanckich gestów. Tylko te pocałunki: żarliwie, nienasycone. Nikt jej tak przedtem nie całował, z pasją, która redukowała świat do dwóch podstawowych pierwiastków: męskiego i żeńskiego. Trzymał ją ręką zanurzoną we włosach, obejmując głowę Milli silną dłonią. Odchyliła się do tyłu, podczas gdy on spijał pożądanie z jej chętnych ust. Tak to właśnie czuła, że coś od niej brał. Ale również dawał - rozkosz. Płonęła nią cała, choć przecież ten ogień podsycany był tylko przez język i usta mężczyzny.