Przyczyną mojego złego samopoczucia są rzeczy, które kocham. - I obrzuciła go dziwnym, badawczym spojrzeniem. - Ale konkretnie co? - pytał Novak, którego zaniepokoił wyraz jej oczu. - Musisz być bardzo mną rozczarowany. - Było to suche stwierdzenie faktu. Fala przerażenia niemal zwaliła go z nóg. - Na miłość boską, skąd ci to przyszło do głowy? - Ożeniłeś się z pielęgniarką, silną, rozumną kobietą, która potrafi sprawować opiekę nad tymi, którzy jej potrzebują. - Ożeniłem się z ludzką istotą. Z wrażliwą, czułą dziewczyną. - Więc nadal mnie kochasz? Obojętny ton zniknął, ale wróciła bezsilność, co mocno go zmartwiło. - Bardziej niż kiedykolwiek - zapewnił ją niemal szorstko. - Bardziej niż wszystko na świecie. Wkrótce po tej rozmowie zapytał ją, czyby się nie zastanowiła https://wysokieszpilki.pl - Masz inny plan? - Nie,- zamilkła przyjaciółka. – Ale nie można czegoś innego zrobić? Do świtu zostało jeszcze kilka godzin, my czo, będziemy siedzieć, machając rękoma, jak w jamie przed straceniem? - No... proponuję zagrać w karty. - zupełnie poważnie zaproponowałam. -- Zasnąć się nie uda, a po prostu tak posiedzieć - można zbzikować. Jest u nas talia kart? Przyjaciele zmieszani się wymienili spojrzenia. - Według mnie, już zbzikowałaś - zauważył Rolar lecz, poklepawszy się po kieszeniach, wyciągnął pulchną talie kart, a Orsana poszła do stołu, poszurała krzesłem i przyniosła żarzącą się świecę. – W co i na co? - Na to, co przystoi poważnym ludziom. - spostrzegłam się i poprawiłam się: - i wampirom, oczywiście. W rozbieranego głupca, a jak! ROZDZIAŁ 7 Przysłany przez Lereenę strażnik nie zniżył się do stuku w drzwi, za co zapłacił, nieomal umierając od ataku serca: z radosnymi krzykami graliśmy kartami, walcząc za prawo do posiadania bokserek Rolara. Wszystko już przegrał, a w tej partii znowu mu się nie poszczęściło, tak, że bitwa rozgrywała się pomiędzy mną a Orsaną, wampira nie liczyłyśmy, który skomlał jak skazaniec, wyzywając nas od szulerów.
cię nauczyłam. Jak nosić ciężkie tace, żeby plecy nie zgięły ci się wpół. Jak poradzić sobie z błądzącą dłonią, nie obrażając przy tym właściciela tejże dłoni. Maggie rzuciła się ze śmiechem Dixie na szyję. - Nic nie zapomniałam. - W takim razie wracasz do pracy. Sprawdź Po upływie liczonych sekund polana opróżniła się, - Jak myślicie, te kreatury znają technikę stepowców - poddać się i odegrać pośpieszną ucieczka, wyciągając wroga zza ścian fortecy? - Rolar pokręcił w rękach ostatnią szyszkę i rzucił ją w kapitulującego przeciwnika. - Nie, zdaje się, uciekli naprawdę. - Złazimy? - nieufnie uściśliła Orsana, spoglądając w dół, jak kot, zagoniony na dach przez podwórkowego psa. - Wleźć zawsze zdążymy. -- Gałęzie skończyły się i zawisłam na rękach, miotając nogami w powietrzu - Dzieci, ja sam nie zejdę! Ja-a-a! Aj! Spadać okazało się z niewysoka, ponadto - w mech. Pocierając stłuczony tyłek, namacałam szelkę torby, zabrudzoną w lepkim błocie i podciągnęłam do siebie. Znajomy mdlący zapach nos. - Rolar! Orsana! Rubinowa głownia chętnie odezwała się na błysk pulsara. Sztylet Orsany leżał pośrodku mokrej śluzowatej plamy, dokładnie przedstawiającej zarys zabitego przez najemniczkę wilka. Pochyliliśmy się nad plamą, jak drewniani idole staruszków. - To nie prawdziwe wilki - nareszcie wycisnął z siebie Rolar. - Genialnie! Jak domyśliłeś się?! - Orsana załamała ręce w udanym zachwycie. -- Może taki mądry, zgodnie wyjaśnisz, czego oni od nas chcieli? - Nie od nas - pokołysał głową wampir. -- Od niego. Oni prześladowali nas w nadziei, że Władca, który od nich umknie się w końcu ujawni. - Niepotrzebnie mieli nadzieję.