- Dowiedziałaś się, że byliśmy kochankami. Powietrze w jeepie nagle zrobiło się ciężkie. - Tak. - Cassidy jakby nigdy nic włączyła się w sznur samochodów. - On ci powiedział? Na miłość boską, skąd ona to wie? Dłonie Cassidy nagle przykleiły się do kierownicy. Odkaszlnęła. - On... chyba nie chciał. - Najwyższy czas. Serce Cassidy łomotało jak oszalałe. Tak mocno, że ledwie mogła oddychać. - Powinnam była o tym wiedzieć, zanim wyszłam za Chase’a. Powinnam była wiedzieć, że miałaś romans z moim ojcem. - Chase wiedział. Cassidy omal nie straciła panowania nad kierownicą. Zaklęła pod nosem. - Wiedział? - Domyślał się. Nigdy się do tego nie przyznałam. - Na miłość boską, on o tym wiedział? - W głowie jej huczało. Dlaczego jej nie powiedział? Dlaczego? - Chyba raz widział u mnie twojego ojca. Chase był wtedy dzieckiem. Potem już bardziej uważaliśmy. W umyśle Cassidy kłębiły się pytania, których nie miała śmiałości zadać, i podejrzenia, których nigdy nie wypowie głośno. - Nie rozumiem... - Lucretia była oziębła. - Ale przecież mogłaś zajść w... to znaczy... - Zaszłam. Cassidy zamarła. Prowadziła bezmyślnie, automatycznie zwalniając na zakrętach, z przyzwyczajenia omijając nadjeżdżające z przeciwka samochody. Jej umysł był wyłączony, a działanie odruchowe. - Synem twojego ojca był Buddy. - Buddy? - powtórzyła zdziwiona. - A nie Brig? Sunny westchnęła łagodnie. - Brig był synem Franka. - Skąd wiesz? Sunny spojrzała na Cassidy z wyższością kobiety, która poczęła i urodziła dzieci. - Wiem. - O Boże. - Cassidy starała się oddychać głęboko i myśleć logicznie. I co z tego, że Sunny i Rex byli kochankami? To nic nie zmienia. Na szczęście nie była żoną przyrodniego brata. Nie popełniła kazirodztwa. Jej żołądek, tak znękany przez ostatnie dni, ścisnął się i odbiło jej się sokami żołądkowymi. - Nigdy nie dopuściłabym do tego, żeby Chase się z tobą ożenił, gdyby był twoim bratem. - O Boże, o Boże, o Boże - powtarzała Cassidy. Wjeżdżały do Prosperity. Cassidy opuściła szybę w nadziei, że do środka wpadnie trochę świeżego powietrza, które trochę rozjaśni jej w głowie. - Co się stało z Buddym? - Cassidy nie była pewna, czy chce znać odpowiedź. Mógł nie żyć, mógł być w zakładzie dla upośledzonych, mógł wegetować jak roślina, która nikogo nie rozpoznaje, nawet własnej matki. - Buddy jest bezpieczny. - Sunny dotknęła ramienia Cassidy delikatnymi palcami. - Mieszka ze swoim ojcem. - Co? Sunny zachichotała, jakby zadowolona, że jej synowa o niczym nie wiedziała. - Dorastałaś z Buddym. - Ale... - Wtedy do niej dotarło. Nagle ją olśniło. - Willie - wyszeptała. Jej wnętrzności ścisnęły się boleśnie. Dlaczego nie domyśliła się wcześniej? Dlaczego nikt w mieście się nie połapał? - Tak. - Sunny poczuła ulgę. Jej głos lekko zadrżał. - W końcu, po tych wszystkich latach, mogę do niego pojechać. - Ale dlaczego to ukrywałaś? Sunny wyjrzała przez okno. - Tak chciał twój ojciec. Po wypadku, kiedy Buddy o mało nie utonął w strumyku, okazało się, że nie będzie... normalny. Zbyt duże uszkodzenia mózgu na skutek niedotlenienia. Rex zaproponował, że się nim zaopiekuje, że da mu wszystko, co najlepsze. Mógł zapłacić rachunki, a mnie i Franka nie było na to stać... To wtedy Frank odszedł. Nie z powodu Briga, ale przez Buddy’ego. Wydawało się, że przeszłość jest dla niej jasna i oczywista. - Jak się dowiedziałaś, że Willie to Buddy?

oddychając, w niemal radosnym oszołomieniu zwróciła oczy ku ciepłym, jasnym promieniom. Było blisko. Bardzo blisko. Milla wciąż nie wierzyła, że udało im się dotrzeć na brzeg. Wiedziała na pewno, że nie zdołałaby zrobić tego o własnych siłach. Woda pieniła się i rozbijała zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od miejsca, w którym leżał Diaz. Lizała an43 285 zachłannie skałę i uparte drzewo, wiedząc dobrze, że kiedyś z nimi wygra. Czas zawsze działał na korzyść potoku. Tylko dzięki sile Diaza udało się im wyrwać z żelaznego lodowatego uścisku. - Co się stało? - wydyszała Milla, wciąż z trudem łapiąc oddech. - Dlaczego spadliśmy? - Wykruszyła się ta wykuta wnęka, na której była oparta kładka - odparł Diaz. - Dlatego deska nagle się przechyliła. - Skąd wiedziałeś, że dalej jest wodospad? Milczał. - Wartki potok zawsze kończy się wodospadem - powiedział w końcu. - Nie oglądasz filmów akcji? Oszołomiona i szczęśliwa, pijana życiem, Milla roześmiała się http://www.e-fizjoterapia.edu.pl/media/ - Mówiłam ci, że pchnięto mnie nożem. Straciłam nerkę. - Całe szczęście, że miałaś drugą. - Byłam przywiązana do obydwu - syknęła. Wciąż pamiętała paroksyzmy bólu, straszliwe drgawki, które trzęsły jej bezwładnym ciałem wtedy, na targu, w rosnącej kałuży krwi. Z jedną nerką radziła sobie świetnie, oczywiście. Ale co będzie, jeśli ta nerka kiedyś wysiądzie? Odetchnęła głęboko i zmusiła się, by wrócić do właściwego tematu rozmowy. - Nie zabijaj go - powiedziała. - Proszę. Muszę z nim porozmawiać. - Twój wybór - wzruszył ramionami Diaz. - Jeżeli nie będzie się wpierdalał w moje sprawy, zostawię go w spokoju.

- Nie sądzę, byś kiedykolwiek odnalazła synka - powiedział obojętnie. - Ale zabiję dla ciebie Pavona. an43 142 -10- Sprawdź - Proszę natychmiast wyłazić! - zawołała, by dzieciak coś odpowiedział. Najwyraźniej reagował na zdecydowane polecenia. - Nie mogę! Zaczepiłem! Dwa domy dalej zaparkowano półciężarówkę; Diaz już zaglądał pod spód. - Tutaj jest - oznajmił. - Zahaczył o coś spodenkami. Milla złapała za radio, aby przekazać dobre wiadomości. Diaz w tym czasie, leżąc na plecach, wsunął się pod samochód. Milla podbiegła i przyklękła obok, patrząc, jak mężczyzna nożem odcina szlufkę małych dziecięcych dżinsów zaczepioną o jakiś element podwozia. Strach pomyśleć, co stałoby się, gdyby nadszedł niczego nieświadomy kierowca. Max mógłby zginąć; a jeśli prowadzący półciężarówkę włączyłby sobie jeszcze radio, to nawet nie usłyszałby